środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 5.

    Obudziła się z ogromnym bólem głowy. Chyba wczorajszego wieczoru przesadziła z pracą. Co za dużo, to nie zdrowo. Brunetka uniosła leniwie powieki, przez chwilę wpatrując się w sufit. Nagle do niej dotarło, że nie znajduje się w salonie matki. Starą lampę, wiszącą na kablu zastąpił błyszczący żyrandol niczym z królewskiej sypialni. Twarda kanapa zamieniła się w miękkie, pachnące łoże małżeńskie. Kathleen gwałtownie podniosła się do siadu, przez co zakręciło jej się nieco w głowie. Zamglonym wzrokiem rozejrzała się dookoła, nie mogąc sobie przypomnieć, jak się tu znalazła.
    - Śpiąca królewna się wyspała?
Ból głowy utrudniał jej zlokalizowanie źródła głosu, ale postanowiła spojrzeć w stronę drzwi – trafiony zatopiony. Jej wzrok utkwił na surowych rysach twarzy mężczyzny, próbując odgadnąć jego myśli.  Nim jednak się za to zabrała, to już tonęła w fioletowej głębi oczu Samuela.
    - Gdzie jestem? – zapytała, jakby w amoku, zostawiając lekko rozchylone wargi.
    Mężczyzna posłał jej subtelny uśmiech, po czym zbliżył się do niej, zamykając wcześniej drzwi od pokoju. Usiadł na brzegu łóżka ani na chwilę nie odrywając wzroku od swojej pracownicy. Zrobił to dopiero po kilku sekundach, wybudzając tym samym Kathleen z hipnozy. Kątem oka jednak cały czas obserwował szatynkę, to jak kręci głową i orientuje się, że przyniósł dla niej kubek z gorącą herbatą. Zmarszczyła uroczo nosek, po czym się uśmiechnęła, czyżby się domyśliła rodzaju?
    - W moim hotelu. W pokoju przygotowanym specjalnie dla ciebie – powiedział dość łagodnie, podając jej napój. – Nic nie pamiętasz?
    Wzięła od niego picie, a następnie upiła kilka łyków i dopiero po tym jakieś urywki obrazów zaczęły jej migać przed oczyma, a po chwili połączyły się w logiczną, choć nadal zamgloną, całość.

    Otworzył przed nią drzwi i gestem dłoni zachęcił, aby wyszła z restauracji pierwsza. Samuele był prawdziwym dżentelmenem, ze starych filmów. Dlaczego więc miałaby za nim nie iść? Każda kobieta by mu uległa, bez wyjątków, nawet jej siostra. Wzięła głęboki wdech, po czym przekroczyła próg. Mężczyzna wkrótce do niej dołączył, jednakże w najbliższej okazji została przez niego wyprzedzona. Ruszyła za nim, nie miała wyjścia.
    Przemierzali hol pełen sprzątaczek i ochroniarzy. Oni mieli przechlapane… Noc to czas przeznaczony na odpoczynek, a oni harowali w pocie czoła, aby hotel był idealny. To dzięki pracownikom dostał sześć gwiazdek, a całą śmietankę spijał właściciel.
    Gdzieś jej mignęła Alex, rozmawiająca przez telefon służbowy. Najprawdopodobniej przyjmowała zażalenia gości, którym skończyło się mydło w łazience albo gołąb usiadł na parapecie. No bo jakie inne problemy mogą mieć snoby w tak ekskluzywnym hotelu? Recepcjonistka chciała chyba poprosić Samuela o pomoc, ale on udawał, że jej nie widzi i poprzez wciśnięcie guzika, przywołał windę na parter. Szatynka po chwili stała tuż obok niego, próbując się utrzymać na nogach. Zmęczenie brało nad nią górę i tylko dlatego zgodziła się na nocleg w tym miejscu, aparycja i postawa jej szefa nie miała tam nic do rzeczy.
    - Kath, wszystko w porządku? – zapytał troskliwym tonem głosu. Pozwolił sobie też na zdrobnienie jej imienia, czego dziewczyna nawet nie miała siły komentować.
    Czekali w ciszy na przyjazd windy, a kiedy jej drzwi otworzyły się z stonowaną melodyjką, oboje weszli do środka. Naturalnie, Samuele poczekał, aż to kobieta pierwsza przekroczy jej próg.
    Oczy już same jej się zamykały, nawet nie słyszała muzyki, wydobywającej się z głośnika.
    - Kathleen? – To były ostatnie słowa jakie usłyszała tamtego wieczoru. Usnęła z głową na ramieniu mężczyzny, a w jej głowie odbijał się echem tylko ten ciepły, przepełniony troską głos.

    - Kathleen? – Potrząsnęła lekko głową i spojrzała na Samuela. Siedział znacznie bliżej niej, a jego palce bawiły się niesfornym kosmykiem włosów szatynki. – Słyszałaś, co mówiłem?
    - Pytał pan czy pamiętam cokolwiek z wczorajszego wieczoru, tak? – Kiedy jej przytaknął, kontynuowała. – Prawie, to znaczy, do momentu aż usnęłam, ale to chyba logiczne, prawda? – Na jej wargi wkradł się głupiutki uśmiech, który najwyraźniej rozbawił mężczyznę, bowiem i on uniósł kąciki swych ust.
    - Zaniosłem cię do pokoju, a resztą zajęła się Alex. Przebrała cię w coś do spania, a później zaopatrzyła twoją szafę.
    - W jakim sensie zaopatrzyła? Skąd znała mój rozmiar?
    Samuele podniósł się z łóżka, poprawiając marynarkę. Dziewczyna dopiero teraz zwróciła uwagę na jego nienaganny ubiór. Granatowy garnitur i koszula w odcieniu wyblakłego indygo. Nie mogła dojrzeć butów ze swojej obecnej pozycji, a gdyby tak nagle się wychyliła, wyglądałaby po prostu dziwnie, jak wariatka.
    - Krawiec zna każdy centymetr twojej skóry. Myślałaś, że wymiary przydadzą nam się tylko do roboczego mundurka? – Spojrzał na swój kieszonkowy zegarek i kiedy dziewczyna już chciała coś powiedzieć, przerwał jej. – Mam zaraz spotkanie, ale widzimy się wieczorem w restauracji. Stolik trzynaście, nie spóźnij się. – I wyszedł.
    Patrzyła jeszcze na drzwi w osłupieniu przed dobre dziesięć minut. Nie ruszała w ogóle, dobrze, że pamiętała o oddychaniu. Czy on właśnie zaprosił ją na randkę? Ją?! W głowie już układała scenariusz, jak się ubierze, uczesze… Dopiero po chwili dotarła do niej smutna prawda.
    - Jestem tylko głupią kelnerką – mruknęła sama do siebie i wstała z łóżka, następnie udała się do łazienki, aby wziąć zimny, pobudzający prysznic.

***


    Tym razem przyszła do pracy na czas. Wczorajsza sytuacja nieco dała jej do zrozumienia, że musi przywiązywać większą uwagę do punktualności. A co jeśli tamten mężczyzna by na nią doniósł szefowi? To była jej wymarzona praca, nie miała czasu i ochoty szukać innej.  Dlatego też otwierała już sklep trzydzieści minut przed czasem. Klientów było mniej niż  poprzedniego dnia, ale więcej niż zazwyczaj. Zdążyła jednak spalić dwa papierosy między kolejnymi najściami. W tle leciała piosenka Zeppelinów Babe, I’m gonna leave you. Przypomniało jej się, że to właśnie do niej ojciec uklęknął przed matką i wyciągnął najdroższy pierścionek jaki był u jubilera. Skąd to wiedziała? Pan Chapman dość często opowiadał tę historię córkom, jednakże nie wspominał nic o muzyce ani o tym, że pomylił się przy wymawianiu imienia. To nadal nie dawało blondynce spokoju. Mężczyzna przejęzyczył się pod wpływem stresu  czy może miał jakąś kobietę na boku?
    - Przepraszam? – Usłyszała ten dobrze znany jej głos. Westchnęła ciężko i podniosła się z krzesła, odkładając  Niezgodną na blat stołu.
    - Słucham, w czym mogę, znowu pomóc? – Starała się być naprawdę miła, nawet ten akcent na „znowu” nie był jakiś bardzo kąśliwy. Miała go jednak dosyć. Od kiedy dostała tę pracę, przychodził tutaj dzień w dzień. Dzwoniła już do szefa i pytała o tego mężczyznę, dostała jednak odpowiedź, że to jego dobry znajomy i dość często kupował jakieś płyty. Dlatego właśnie trzymała swoje złośliwe uwagi dla siebie. Skoro miał dobre kontakty z jej pracodawcą, to mógł niczym czarodziej sprawić, że zostanie szybciej zwolniona niż przyjęta na to stanowisko.
    - Zaraz pani kończy, prawda? – Spojrzał blondynce w oczy, nie przerywając swojego wywodu. – Mam trochę wolnego czasu i chciałbym zaprosić panią na kawę. Da radę?
Spojrzała na niego jak na kretyna. Naprawdę myślał, że po tylu dniach nękania jej w sklepie, tak po prostu się z nim umówi? Nie, to nie mogło przejść.
    - Obiecuję, że po tym spotkaniu, dam pani święty spokój.
    Te słowa zadziałały na nią jak dotyk magicznej różdżki. Spojrzała na zegarek naścienny, została minuta do zamknięcia sklepu.
    - Zbieraj się – rzuciła pospiesznie, wychodząc zza lady. Wzięła jeszcze swoją ramonescę z wieszaka i wyszła z nieznajomym.
    Normalnie, to by się nigdy nie zgodziła na owe spotkanie. Miała jednak z tego korzyści, a mianowicie, już nigdy nie ujrzy go na oczy w sklepie. Po za tym, mogła wybrać miejsce, więc udali się do kawiarenki za rogiem, w której zawsze przebywało pełno ludzi. Tym samym zagwarantowała sobie swego rodzaju „nietykalność”, przecież ktoś taki on, nie może sobie pozwolić na nieczyste zagrywki na oczach kilkunastu osób.  Rebecca na dodatek była właścicielką dość donośnego głosu, co tylko dawało jej przewagę nad potencjalnym napastnikiem.

***


    - Tato, tato, a jak wyglądał ten pierścionek? – zawołał mały, brązowowłosy aniołek. Była łasa na błyskotki, można by ją porównać nawet do sroki, bo to, co się choć odrobinkę mieniło, zaraz lądowało w jej drobnych dłoniach.
    Mężczyzna wziął córkę w objęcia, kilka razy się obrócił wokół własnej osi i wylądował zmęczony na kanapie, a roześmiana Kath na jego kolanach.
    - Najpiękniejszy i najdroższy jaki znalazłem u jubilera. Miałem go w końcu dać najcudowniejszej kobiecie na świecie. - Uśmiechnął się czule do córki i pogłaskał ją po głowie. – Był srebrny, a na środku znajdował się rubin.
    - Rubin? – zapytała dziewczynka, lekko przechylając głowę w bok.
    - Taki czerwony kamień. Bardzo drogi, ale wart swojej ceny – wyjaśnił pospiesznie mężczyzna.
    - Mamusia się zgodziła zostać twoją żoną?
    Uśmiechnął się szeroko i zaczął łaskotać Kathleen, co wywołało u niej niekontrolowany napad śmiechu, który rozbrzmiewał po całym domu, dodając mu dziecięcej beztroski.
    - Gdyby się nie zgodziła, nie byłoby was na świecie! – zawołał wesoło, nie przestając drażnić skóry dziewczynki.
    Temu wszystkiemu przyglądała się blond włosa istotka. Ubrana w czarną pidżamkę i z lekko podkrążonymi oczami wyglądała jak dziecko z horroru. Na zakupach zawsze wybierała takie ciuchy, że ojciec był pod ostrzałem zdziwionych spojrzeń ekspedientek. Ale co ona mogła na to poradzić? Nie mogła nosić takich ubrań jak jej młodsza siostra, bo wyglądałaby po prostu komicznie.
    Z jej ust wydobyło się ciche westchnięcie. Tata opowiadał tę historię po raz etny, a Kath zachowywała się, jakby to była nowa bajka na dobranoc. Zaczynało się to robić irytujące, ale nic nie mówiła, nie chciała, aby znów płakała całą noc, bo „Rebecca zwróciła jej uwagę”.
    - Ale chyba pierścionek się jej nie podobał skoro sobie poszła – odezwała się w końcu, uważnie obserwując reakcję ojca. Tak jak myślała, nie rozzłościł się, ale posmutniał. Zawsze tak było.
    - Mama uznała, że tak będzie lepiej, znalazła lepszą pracę… przecież dostajecie od niej listy.
    Tak, listy… może i była jeszcze małą dziewczynką, ale znała pismo ojca, to on wysyłał kartki na święta i urodziny, aby nie czuły się opuszczone przez własną matkę. Kathleen się na to nabierała, ale ona już zbyt wiele razy podrabiała jego podpis w zeszycie uwag.
    - Późno już, idźcie spać. Rano szkoła – dodał po chwili nieco zmęczonym głosem.
    - Ale jeszcze nie było bajki… - powiedziała cicho młodsza córka.
    Blondynka widziała, jak ojciec zaciska dłonie w pięści, jednak nie uniósł się. Wziął głęboki wdech, który pozwolił mu się uspokoić.
    - Na dziś starczy telewizji, przyjdę zaraz do was i coś przeczytam. No już, zmykać na górę.
    Brązowowłosa zeszła z kolan taty i pobiegła do siostry. Ta tylko rzuciła kątem oka na mężczyznę i trzymając małą za rączkę, poszła do ich pokoju.

    Chodź wiele razy zasłużyłyśmy to ani razu nie podniosłeś na nas głosu. Straciłeś żonę, chciałeś więc zatrzymać chociaż córki, pomyślała, wpatrując się w dno swojego kubka od kawy.

    - Rebecco, jesteś tam czy umarłaś z nudów?
    Blondynka podniosła głowę i spojrzała na swojego rozmówcę. Nie był taki zły jak myślała. Okazało się, że oprócz ładnej buźki i gustu muzycznego, posiadał także rozum, co zdarzało się bardzo rzadko.
    - Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziała cicho, a na jej usta wpełzł subtelny uśmiech.
    - Mówiłem, że niedługo ma się odbyć koncert Slasha. Kupiłem dwa bilety w loży VIP, więc jeśli byś chciała… przepraszam – powiedział spokojnie i wyciągnął komórkę, która dzwoniła w kieszeni od jego marynarki. Odebrał telefon, jednak przez cały czas milczał, to osoba po drugiej stronie mówiła.
    - Wybacz, muszę już iść, obowiązki wzywają. Co do tego koncertu, zgadamy się. Do zobaczenie, Rebecco – ostatnie zdanie wyszeptał, patrząc dziewczynie w oczy. Ujął lekko jej prawą dłoń, którą po chwili ucałował i nim Chapman zdążyła się zorientować w sytuacji, mężczyzny już nie było.

~*~
Jest nowy rozdział! Szczerze? Nie jestem z niego zadowolona. Miałam wrażenie, że piszę go na siłę (a może po prostu rozpraszała mnie biografia Axla Rosa i zdjęcia Haydena Christensena?). 
Chciałabym tylko jeszcze sprostować jedną rzecz. Bodajże w drugim rozdziale dziewczyny znajdują pracę. W komentarzach kilka osób pisało, że to nienaturalne, iż udało się to tak szybko. Cóż, Rebecca znalazła od razu, a Kath całowała klamkę w kilku miejscach. no ale dla chcącego nic trudnego, prawda? Jak człowiek ma zapał, to szybko znajdzie robotę, nawet w Polsce xD. Po za tym, praca ekspedientki w sklepie czy też kelnerki, to nie są jakieś górnolotne stanowiska. U nas, to jak się pójdzie do pierwszej lepszej Żabki będzie praca (przynajmniej tak jest w moim mieście, specjalnie sprawdzałam!).
No dobra, koniec wywodów. 
Chyba nigdy nie nadrobię zaległości u Was *wyciera łezkę*. Musicie mnie jednak powiadamiać, bo na telefonie blogger mi nie chodzi i mimo że jesteście w obserwowanych, to guzik z tego, bo ja nic nie widzę (czy tylko ja nie zrozumiałam tego zdania?). 
To już piąty rozdział, więc może jakaś dedykacja? xD 
Dla Eveline, a co mi tam! xD Dziś weszłam na statystyki i się okazało, że 101 wyświetleń mam właśnie z Twojego bloga (w sensie, że ktoś kliknął w link u Ciebie ^^). Fani Przepaści (obu) łączmy się xD. 
Dobra, koniec, bo zaraz ta notka będzie dłuższa niż rozdział.
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie komentarze! ;*